Panaceum (Side Effects)
reż. Steven Soderbergh
USA 2013
* * * *
Film reklamowany, jako pożegnanie się
Stevena Soderbergha z twórczością kinową, jest manifestem przewrotnym. Po serii
eksperymentów formalnych, redefiniowania gatunkowych schematów oraz analiz
społecznych reżyser stworzył jedno ze swoich najbardziej klasycznych dzieł.
Precyzyjny scenariusz pełni rolę nadrzędną a samemu autorowi zależy bardziej na
opowiedzeniu wciągającej historii, niż potwierdzeniu swojego statusu
nowatorskiego twórcy.
„Panaceum”
rozpoczyna się z perspektywy kobiety (Rooney Mara), której mąż (Channing Tatum)
opuszcza mury więzienia. Emily z trudem znosiła brak świeżo poślubionego
Martina, w wyniku czego ucierpiała jej psychika. Bohaterka rozpoczyna terapię u
dr Banksa (Jude Law), a narracja filmu przyjmuje z czasem jego perspektywę. W
tym momencie rozpoczyna się najciekawszy moment filmu, w którym Banks stara się
pomóc dziewczynie pokonać chorobę, stając się odpowiedzialnym za jej los.
Bohater zostaje uwikłany w skomplikowaną intrygę, którą niczym klasyczny
detektyw będzie się starał rozwikłać, zanim stanie się jej największą ofiarą.
To
drugi po „Contagion – epidemia strachu” film, w którym reżyser przestrzega nas
przed koncernami farmaceutycznymi. Prostota tezy postawionej na początku filmu,
o uzależnieniu Amerykanów od środków psychotropowych jest na tyle czytelna, że
uwaga widza skupia się głównie na samej historii, której dominantą kompozycyjną
są bardzo częste zwroty akcji. Na refleksję przychodzi czas dopiero po seansie,
gdyż do samego zakończenia filmu reżyser utrzymuje suspens na bardzo wysokim
poziomie. Tendencja ta w zakończeniu okazuje się niestety nużąca, intryga jest
coraz grubszymi nićmi szyta, a sam film kończy się o kilkanaście minut za
późno.
Nie
można jednak odmówić Soderberghowi talentu do sprawnego opowiadania fabuły.
Chłodny, wykalkulowany styl staje się jednym z największych atutów „Panaceum”,
a całości wrażenia dopełnia idealnie dobrana muzyka. Czerpiąc od klasyków
gatunku (kluczowa scena filmu została zainscenizowana na podobieństwo jednej ze
scen „Psychozy”), pozostając przy tym wiernym swojemu stylowi wizualnemu,
tworzy reżyser rasowy kryminał na miarę kina postmodernistycznego. „Panaceum”,
poprzez wyraźnie skromniejsze zaznaczenie obecności autora w filmie i
rezygnację z wielkich aspiracji, jest z pewnością jednym z najbardziej
przystępnych jego filmów. Pozostaje tylko domniemywać, czy była to autonomiczna
decyzja reżysera. Jak sam niedawno zwrócił uwagę, wracamy do czasów „kina
producentów”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz