Motyw
apokalipsy jako końca pewnego świata był tematem często podejmowanym przez
Roberta Bressona. Czy to świata wyższych wartości w Na los szczęścia, Baltazarze! czy zmierzchu etosu rycerskiego w Lancelocie. Równie pesymistyczny w
wymowie jest jego przedostatni film. Po raz kolejny reżyser posługuje się
symboliką biblijną, jednak jego film wznosi się na inny poziom duchowości.
Bohaterem filmu jest Charles , który poszukuje sensu w życiu. Otoczony
przyjaciółmi wędruje ulicami miasta w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie o
słabnącą kondycję człowieka we współczesnym świecie. Omawiając film, skupie się
na czterech scenach, które są kluczowe dla poruszanych tematów: scena projekcji
filmu dokumentalnego, scena dysputy w kościele, scena wypadku autobusu i scena
seansu psychoanalitycznego. Znamienne jest to, że są to wydarzenia mające
bezpośredni wpływ na decyzję bohatera o popełnieniu samobójstwa.
Scena projekcji, w której uczestniczy trójka
młodych ludzi jest niezwykle osobliwa. Nie tylko dla tego filmu, ale w
kontekście całej twórczości reżysera. Pierwsze kadry sprawiają wrażenie
niediegetycznych, dopiero po pewnym czasie okazuje się, że ten specyficzny
„film w filmie” należy jednak do mise-en-ordre[1],
a jego obecność jest usprawiedliwiona wspomnianą projekcją podczas koła
dyskusyjnego. Zatem następuje synteza dwóch materii filmowych. Po raz pierwszy
u Bressona pojawia się autotematyzm poprzez filmowy cytat. Nie jest to
oczywiście żaden konkretny film, raczej telewizyjny reportaż, ale poprzez
twardy montaż, po którym zostaje przedstawiony film dokumentalny, wytwarza się
niezwykle ciekawe wrażenie percepcyjne. Dzięki temu zabiegowi, Prawdopodobnie diabeł nabiera
szczególnej autentyczności. Losy postaci zdają się być szczególnie sprzężone z
przedstawionymi w dokumencie zjawiskami. Dokument jest sekwencją, w której
pojawia się kilka krótkich scen bez komentarza. W pierwszej z nich widzimy
miasto spowite dymem, a w drugiej kominy fabryk. Niezwykle ciekawą
interpretację owej koherencji filmu dokumentalnego i losów Charlesa nasuwa
plakat filmu. Widnieje na nim bohater filmu, który błądzi z wysuniętymi do przodu
rękoma niczym ślepiec. Jego głowa jest spowita w smugach dymu. A więc
zagubienie bohatera jest ściśle związane z destrukcją świata przedstawioną w
tym krótkim reportażu. W kolejnych scenach obserwujemy ogołocone z liści drzewa
– skutek przemysłowych działań. Pojawiają się także obrazy ingerencji człowieka
w świat natury, za pomocą stosowania nawozów przez rolnika. Kolejne sceny to
rejestracja wylewania do morza nieczystych odpadów, zatrucia powietrza poprzez
środki transportu, obrazy wysypiska śmieci. Sekwencja kończy się okrutną sceną
uboju fok. Taką rozbieżność tematyczną można jedynie wytłumaczyć świadomą
ingerencją reżysera. Dokument sam w sobie ma nielogiczną strukturę, natomiast
jest silnie związany z całym filmem. Od dymu na początku symbolizującego
zagubienie bohatera. Poprzez destrukcję natury, która w filmie powraca w wątku
ojca, który zajmuje się wycinaniem drzew dla budowy autostrad. Aż po obraz
martwej foki, do której nawiązuje scena znęcania się dzieci nad wyciągniętą z
wody rybą.
Natura w filmie jest ukazana jako
ofiara. Apokalipsa u Roberta Bressona rozpoczyna się od wyniszczania przyrody. Ten
poboczny wątek został rozegrany jako tło do opowiedzenia historii Charlesa.
Składa się on jednak na kompletną wizję świata, którego destrukcja odbywa się
na wszystkich poziomach życia. Jest on także jednym z powodów, przez które
Charles popełnia samobójstwo. Prawdopodobnie
diabeł ciekawie koresponduje z Lancelotem,
poprzednim filmem Bressona. Las dla rycerzy okrągłego stołu był miejscem
mitycznym, niemal świętym. Mającym w sobie coś tajemniczego. Wszystkie
najważniejsze wydarzenia w życiu Lancelota odbywały się w lesie. Był on między
innymi miejscem spotkań z królową. W następnym filmie Bresson ukazuje proces
jego desakralizacji, kompletnej destrukcji natury, uginającej się pod rozwojem
modernistycznego zabudowania.
Kościół
nie jest jedyną instancją do jakiej zwraca się główny bohater. We wcześniejszej
scenie trafia na zebranie lewicującej młodzieży. Zanim zdegustowany wyjdzie ze
spotkania, powie krótko: Idioci! Bresson
większą wagę przykłada jednak do sceny w świątyni. Odbywa się w nim dysputa na
temat religii i roli Kościoła we współczesnym świecie. Od samego początku domyślamy
się, że jego pobyt w świątyni skończy się podobnie. I rzeczywiście nie znajdzie
on ukojenia w mowach uczestników dyskusji. W świątynie ma miejsce jednak
niezwykłe wydarzenie, które zmusi Charlesa do ponownego wstąpienia między jej
mury. Iluminacja. Wydarzenie oddziałujące bezpośrednio na jego świadomość.
Również na świadomość widza. Z pewnością jest w tej scenie coś z
Bergsonowskiego doświadczenia mistycznego, zbliżającego bohatera do Prawdy,
której w życiu poszukuje[2].
Efekt, który Bresson chciał osiągnąć za pomocą kinematografu. Ważną
rolę w tym aspekcie pełnił podkład muzyczny. Jest on aktywnym elementem filmu,
nadającym poszczególnym scenom nowe znaczenie[3].
Podczas dialogu pomiędzy uczestnikami spotkania zaczyna rozbrzmiewać muzyka
Monteverdiego, grana na ogromnych kościelnych organach. W dyskusji wytwarza się
opozycja dwóch postaw. Pierwsza stawia Kościół w roli instytucji, która powinna
zapoczątkować zmiany w modernistycznym społeczeństwie, druga domaga się
bierności Kościoła, który powinien się owym zmianom podporządkować. Część
kwestii jest przez organy zagłuszana. Inne osoby przerywają wypowiedź, nie
potrafiąc wydusić słowa w konfrontacji z instrumentem, który jest tyle zachwycający,
co przerażający. Niediegetyczna muzyka buduje znaczenia na równi z dialogami.
Nie tylko ona odgrywa w tej scenie ważną rolę, także szeroko pojęta warstwa
akustyczna, obejmująca także ciszę i szmery. Prócz organów słyszymy także
dźwięk odkurzacza. Bresson doprowadza do pewnego rodzaju syntezy przekazu,
używając w jednym momencie kilku aspektów filmu. Mamy więc dialogi, muzykę,
oraz montaż, które razem wytwarzają rytm filmu – o wiele ważniejszy w teorii
Bressona od fabuły. Według
Bronisławy Stolarskiej tak rytmiczne ujęcie obrazów statycznych jest
odpowiednikiem „ruchu ducha”[4].
Człowiek staje wobec czegoś wielkiego, trudnego do pojęcia. Problematycznym
jest utożsamienie muzyki Monteverdiego z religią. Jest to oczywiście muzyka
religijna, grana na kościelnym instrumencie. Ale mamy wrażenie, że w świecie
przedstawionym w filmie, Boga już nie ma. Nie ma Go jako pierwiastka w
człowieku. Stał się jakby abstrakcją, której znamiona możemy doświadczyć w
takich krótkich chwilach iluminacji, jak podczas słuchania muzyki klasycznej.
Bohater wraca zatem do świątyni, ale nie szuka w nim dialogu z Bogiem. Leży na
kościelnej posadce słuchając muzyki z gramofonu.
Ekologia,
polityka, religia, w końcu psychoanaliza. Kolejny kontekst w jaki zostaje
uwikłany bohater, zamykając się coraz bardziej w swoim świecie. Kolejne
rozczarowanie, które prowadzi go do zapowiedzianego w pierwszej scenie
samobójstwa. Do psychoanalityka bohater
wybiera się za namową przyjaciół. Poprzez tą scenę Bresson dopełnia
charakterystykę bohatera. Wcześniej opisywał go poprzez jego czyny, teraz
bohater wypowiada się wprost do kamery. Wyraża on swoje oburzenie otaczającą go
rzeczywistością. Jest anarchistą, który odrzucił wszelkie możliwe dogmaty.
Uważa się za osobę nieprzeciętnie inteligentną, za kogoś lepszego od innych
ludzi. Charles nie widzi sensu śmierci, nie znajduje także powodu by żyć. Jest
zawieszony pomiędzy tymi dwoma stanami. Pytany o to, co może utracić
pozbawiając siebie życia, wyjmuje wycinek z gazety. Jest to reklama oferująca
sposoby spędzania czasu, edukację, pracę, instrukcję adopcji, telewizję, opis
podatków. Po odczycie wrzuca ją ostentacyjnie do kominka. Deklaruje także
odrzucenie wszelkiego rodzaju polityki. Terapeuta nie rozumie Charlesa. Jego
awersję do społeczeństwa tłumaczy poprzez relację z ojcem i matką. Źródeł poszukuje
w jego dzieciństwie, symptomów choroby w snach. Chłopak w takim sposobie
interpretacji życia nie widzi nic autentycznego. Doznaje kolejnego zawodu.
Rozstając się z doktorem mówi: Ale ja nie
jestem chory. Moją chorobą jest to, że widzę wszystko wyraźnie.
Zdaniem Susan Sontag
reżyser nie wierzy w psychologię postaci jako naukę potrafiącą wytłumaczyć
zachowanie człowieka. Skupia się na fizyczności, na jego zachowaniu[5].
Charles jest typową dla Bressona postacią skupioną i wsłuchaną w siebie. Tycjan
Gołuński porównuje go do Joanny d’Arc[6].
Oboje bohaterów cechuje podobny sposób alienacji wobec otaczającej
rzeczywistości i więzienie w jakim przebywają. Dla Joanny więzienie ma wymiar
materialny, natomiast Charles jest uwięziony w swojej własnej psychice.Więzieniem
są jego przekonania, poglądy, które nie pozwalają na zdrową egzystencję,
zakładają jego pesymizm.
Charles nie pozostaje do końca obojętny wobec otaczającej go rzeczywistości. Wybrane instytucje (kościół, uczelnia) odwiedza, próbuje zrozumieć świat, w ostateczności jednak buntuje się przeciw niemu. Motyw buntu, który odnosi się do większości bohaterów Bressona[7] u Charlesa nie znajduje racjonalnego wyjścia. Pozostaje mu jedynie samobójstwo. Charles wyraża swój bunt publicznie podczas podróży autobusem. Doświadcza wtedy po raz drugi czegoś mistycznego, niewytłumaczalnego. Reżyser z całym szacunkiem dla realizmu historii, zbudował scenę zagadkową, niemal absurdalną a zarazem niezwykłą w swym duchowym aspekcie. W rozmowie z przyjacielem, Charles, obarcza winą rząd za chaos współczesnego świata. Nagle inni pasażerowie podnoszą głos w dyskusji. Ktoś stwierdza, że ludzie sami są sobie winni. Są sterowani przez jakąś siłę, która wodzi ich za nos. Na pytanie pasażerki o to, kto nami manipuluje, pewien pan odpowiada: Diabeł, prawdopodobnie! Po tych słowach autobus w coś uderza, a kierowca opuszcza pojazd. Cięcie montażowe kończy scenę. Po raz kolejny następuje niezwykła koherencja dialogu i wydarzeń. Nie ma w tym nic przypadkowego. Bresson tworzy znaczenia przemyślnie, z matematyczną dokładnością. Świat pomimo swojego chaosu jest w filmie reżysera poukładany. Niezwykła harmonia tej sceny nie tworzy się poprzez związki przyczynowo-skutkowe, ale zbudowanie rytmu, któremu podporządkowani są bohaterowie i wydarzenia w jakich uczestniczą. Nie widzimy już reakcji Charlesa na powstałe wydarzenia, ale możemy uznać, że jego charakter został określony właśnie przez tę sytuację.
Charles nie pozostaje do końca obojętny wobec otaczającej go rzeczywistości. Wybrane instytucje (kościół, uczelnia) odwiedza, próbuje zrozumieć świat, w ostateczności jednak buntuje się przeciw niemu. Motyw buntu, który odnosi się do większości bohaterów Bressona[7] u Charlesa nie znajduje racjonalnego wyjścia. Pozostaje mu jedynie samobójstwo. Charles wyraża swój bunt publicznie podczas podróży autobusem. Doświadcza wtedy po raz drugi czegoś mistycznego, niewytłumaczalnego. Reżyser z całym szacunkiem dla realizmu historii, zbudował scenę zagadkową, niemal absurdalną a zarazem niezwykłą w swym duchowym aspekcie. W rozmowie z przyjacielem, Charles, obarcza winą rząd za chaos współczesnego świata. Nagle inni pasażerowie podnoszą głos w dyskusji. Ktoś stwierdza, że ludzie sami są sobie winni. Są sterowani przez jakąś siłę, która wodzi ich za nos. Na pytanie pasażerki o to, kto nami manipuluje, pewien pan odpowiada: Diabeł, prawdopodobnie! Po tych słowach autobus w coś uderza, a kierowca opuszcza pojazd. Cięcie montażowe kończy scenę. Po raz kolejny następuje niezwykła koherencja dialogu i wydarzeń. Nie ma w tym nic przypadkowego. Bresson tworzy znaczenia przemyślnie, z matematyczną dokładnością. Świat pomimo swojego chaosu jest w filmie reżysera poukładany. Niezwykła harmonia tej sceny nie tworzy się poprzez związki przyczynowo-skutkowe, ale zbudowanie rytmu, któremu podporządkowani są bohaterowie i wydarzenia w jakich uczestniczą. Nie widzimy już reakcji Charlesa na powstałe wydarzenia, ale możemy uznać, że jego charakter został określony właśnie przez tę sytuację.
Chaos
jest dobrym określeniem dla świata w jakim funkcjonuje bohater. Błądzi pomiędzy
polityką, religią, ekologią, psychoanalizą. Przy takim nasileniu wysyłanych do
niego wiadomości, decyduje się na całkowitą negację. Jednocześnie każda próba
zrozumienia źródeł takiego stanu rzeczy kończy się niepowodzeniem. Odwołanie
się do metafizyki, do wierzeń religijnych jest ostateczną drogą, czymś w co
bohater jest w stanie uwierzyć. Diabeł przybiera w filmie wiele postaci. Tkwi
on w działaniach ludzi. Bresson wspomina: Czułem
obecność diabła dwa razy w swoim życiu(…), pochwyciłem jego spojrzenie, dlatego
moje życie wygląda tak, a nie inaczej[8]. Ową obecność diabła czuje także Charles a za
nim widzowie. Jest w scenach niszczenia natury, znęcania się nad zwierzętami, w
scenie morderstwa. Unosi się nad ludźmi i popycha do czynienia zła.
[1] Odpowiednik mise-en-scene w Bressonowskim
kinematografie. Rzeczywistość przed kamerą nie opiera się na inscenizacji ale
na wytworzeniu pewnego rodzaju rytmu, harmonii.
[2] Zob. Bronisława Stolarska, Robert
Bresson. Przygody ducha [w:] Mistrzowie
kina europejskiego, pod red. Kazimierza Sobotki i Elżbiety Ostrowskiej,
Łódź 1996, s. 84-85
[3] Zob. Tycjan Gołuński, „Nieznana planeta”. Roberta Bressona kino
ekstatyczne [w:] „Kwartalnik filmowy” nr 60, 2007, s. 149
[4] Zob. Bronisława Stolarska, Op. cit., s. 89
[5] Zob. Susan Sontag, Duchowy styl filmów Roberta Bressona, [w:] „Film na świecie” nr
400, 1999, s.12
[6] Zob, Tycjan Gołuński, Op. cit., s. 151
[7] Zob. Bronisława Stolarska, Op. cit., s. 87
[8] Cyt.
za: Tim Dean, The force we prefer to
ignore [w:] “Third Way” nr 5, 1978, s. 19
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz