sobota, 8 czerwca 2013

Recenzja: Stoker

Stoker (Stoker)
reż. Chan-Wook Park
USA, Wielka Brytania 2013

* * *

Na poziomie fabularnym najnowszy film Parka rozpoczyna się w podobnym momencie, co klasyczny Hitchcockowski Cień wątpliwości. Skojarzenia wynikają oczywiście z obecności w obu filmach tajemniczego wujka Charliego, który nie jest tym, za kogo się podaje. W obu filmach narracja prowadzona jest z perspektywy młodych dziewczyn, które są uwodzone, literalnie rzecz ujmując lub nie, przez dalekiego krewnego. Bohaterka Hitchcocka to dziewczyna niewinna i naiwna, które pragnie wierzyć w czystość i szlachetne intencje Charliego. India Stoker już na początku filmu deklaruje, że widzi więcej niż inni, zachowuje na każdym kroku ostrożność i podejrzliwość. Jeszcze jedna różnica: bohaterka Cienia wątpliwości po swoim wujku odziedziczyła tylko imię. Charliego i Indię łączy coś więcej. Wujek pojawia się w domu Stokerów z okazji pogrzebu swojego brata Richarda, który zginął w wypadku samochodowym. Postanawia zamieszkać ze swoją rodziną, która do dnia pogrzebu nie wiedziała o istnieniu wujka. Jak u Pasoliniego bohater zjawia się aby uwieść najpierw żonę a później córkę swego brata. O ile ta pierwsza wyraźnie nie ma nic przeciwko (Charlie przypomina jej młodego Richarda), India odrzuca jego przyjaźń i stara się odkryć tajemnicę z nim związaną.

Reżyser wykorzystuje cały sztafaż kina grozy, nadając filmowi od początku odpowiedni nastrój. Nie mamy wątpliwości, kto tu jest czarnym charakterem. Podobnie jak u Hitchcocka suspens budowany jest na świadomości zagrożenia w jakim znajdują się bohaterki filmu. Napięcie charakterystyczne dla kilku scen, niestety nie jest utrzymywane przez cały czas trwania filmu, co wynika z przewidywalności scenariusza. Zdecydowanie jest to najsłabszy element filmu. Głównym grzechem Stokera jest obdarzenie jego bohaterów darem mowy. Dialogi jeśli nie są pretensjonalnie, to przynajmniej brzmią sztucznie. Miller zadbał, aby ukazać protagonistkę filmu jako osobę skomplikowaną, dojrzewającą dziewczynę z problemami, które ją przytłaczają. Rola czarnego charakteru piszę się sama. Natomiast niezwykle irytująca jest postać pani Stoker. Zapewne z założenia miała to być osoba z jednej strony władcza i surowa dla córki, z drugie całkowicie uległa Charliemu, o skomplikowanych, ukrytych intencjach. Ostatecznie otrzymujemy parodię Hitchcockowskich zaborczych matek, postać nie tyle groteskową, co komiczną.

Zarówno Park, jego stały operator Chung-Hoon Chung, jak i Clint Mansell dwoją się i troją aby zatuszować scenariuszowe braki. I trzeba przyznać, że przez większość czasu spisują się świetnie. Szczególnie widowiskowe są sceny, w których reżyser posługuje się montażem paralelnym (w scenach morderstw). W jednej scenie otrzymujemy ujęcia z czasu teraźniejszego, które równolegle ukazują akcję z trzech miejsc, zdjęcia z retrospekcji (trzech różnych) oraz sceny wyobrażone głównej bohaterki. Krótkie ujęcie, w którym twarz dziewczyny zostaje zbryzgana krwią, której źródło znajduje się w innej czasoprzestrzeni to majstersztyk. Wszystko zapakowane jest w piękne zdjęcia i nastrojową muzykę. Szkoda, że Park trafił na odgrzewany scenariusz, który wykorzystując starte klisze, nie ma w zamian nic do zaoferowania widzom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz